Społeczni Opiekunowie: Historia Urszuli

„Marzę, aby społeczeństwo wykazało się empatią i pomagało kotom, które żyją obok nas”

Historia Urszuli

„Dokarmiam, sterylizuję i leczę kotki wolno żyjące od lata 2015 roku.

Było lato i upalny dzień. Wracając ze spaceru z psem zauważyłam leżąca pod blokiem kotkę a przy niej maleństwo. Byłam zdziwiona, bo normalnie kotki uciekają przed ludźmi, a one nie. Okazało się kotka była martwa, maleństwo jeszcze żyło, ale wymagało natychmiastowej pomocy lekarskiej.

Nie zastanawiałam się długo, tylko taksówką zawiozłam małego do weterynarza. Kociak był odwodniony, dostał kroplówki. Przeżył.

Pewnie nie tylko ja widziałam kotkę i malucha, ale wygodniej było udawać, że nic się nie widzi. Zero empatii. Jest jeszcze w mentalności ludzi przeświadczenie, że kot się sam wyżywi, a przeżyje silniejszy.

Tak się zaczęło.

Przez kolejne lata wysterylizowałam wiele kotków. Nie jest łatwo je złapać, a do tego klatka jest bardzo ciężka. Gdy dzwoniłam do weterynarza, aby dowieźć złapanego kota, usłyszałam, że należy się umówić, ale jak tu zaplanować sterylizację kota, jeżeli złapania nie można przewidzieć?

W końcu trafiłam na lekarza, do którego o każdej porze dnia, mogę przynieś kota do sterylizacji.

Pierwsze zabiegi pokrywałam z własnej kieszeni. Dziś mam wsparcie z miasta i od organizacji.

Dokarmiam koty dzień w dzień, w miarę o tej samej porze dnia, czy słońce, deszcz i mróz. Gdy chorują, leczę.

Nie mam urlopu, zastępstwa. Trzy lata temu, gdy byłam w szpitalu, przez trzy dni dokarmiała je sąsiadka. Teraz już nie może.

Mimo, że obecnie mam wsparcie w postaci karmy, to i tak jest tego za mało, więc dokupuję z własnej kieszeni i to taką z duża zawartością mięsa, bo właśnie takiej potrzebują, zwłaszcza jesienią i zimą.

Chciałabym móc jak najdłużej opiekować się kotami i mieć zawsze czym je nakarmić. Marzę, aby społeczeństwo wykazało się empatią i pomagało kotom, które żyją obok nas.”

***
Zdjęcie: Pixabay