Społeczni Opiekunowie: Historia Ani i Grażyny

„Pomagamy kotom, bo kochamy to robić i będziemy to robić tak długo, jak będzie trzeba.”

Historia Ani i Grażyny

Pomaganie kotom zaczęło się od psa….
Nasz nieżyjacy już piesek zakochał się w malutkiej kotce, która pojawiła się pewnego dnia na naszym ogródku, wygłodniała i spragniona. Nie byłam przygotowana na spotkanie z kociakiem, więc jej pierwszy posiłek, to była jajecznica i tak już Barbara (takie dostała imię) została najlepszą siostrą ogromnego Brutusa.

Kolejny rok przyniósł kolejne kocie przybłędy. Malutkie i pozostawione na pastwę losu, kocie dzieci. Opieka z naszej strony była odruchowa, po prostu tak trzeba było postąpić.

Kolejny był Gustaw i jego rodzeństwo, został tylko on, bo reszta kociej rodziny po odkarmieniu poszła w swoją stronę.

Kiedy Gucio uległ wypadkowi i miał zmiażdżoną łapkę, okazało się, że konieczna jest amputacja i dom. I tak Gustaw został przyjacielem Barbary (trudne początki).

Kolejne lata i kolejne kocięta. Niestety przez pierwsze 4 lata nie udało się zabezpieczyć kocich mam, więc przychodziły, zostawiały maluchy i szły w siną dal. Kotki – już nasze – dostawały działkowy dom, zabezpieczenie przed zimą, codzienne posiłki i konieczne wizyty lekarskie. Teraz już wszystkie są kastrowane, ale wciąż pojawiają się nowe.

Trwa to już ponad 10 lat. Są to lata pełne nowych kocich dzieciaków i dorosłych kotów, które pokochaliśmy bezwarunkowo. Niektórym farciarzom udało się zagościć w naszych domach (7 futer). Były i są to lata pełne radości, ale też niekiedy zmagań z ogromnym smutkiem po stracie podopiecznych. Zostaną jednak z nami na zawsze, w naszych sercach.

Opieka, mimo że naturalna i odruchowa, wymaga sporego wysiłku i nakładów finansowych. Stąd niejednokrotnie zmuszone jesteśmy korzystać ze środków miejskich oraz z bardzo hojnej pomocy Stowarzyszenia.

Pomagamy kotom, bo kochamy to robić i będziemy to robić tak długo, jak będzie trzeba.”

***
Zdjęcie: Pixabay