Festiwal okrucieństwa – czym naprawdę jest Yulin

Festiwal psiego miejsca w Yulin (południe Chin) nazywany jest festiwalem okrucieństwa. Przeciwko zabijaniu tysięcy psów protestują już nie tylko organizacje międzynarodowe, ale też część społeczeństwa chińskiego, która nie chcą być kojarzona z tą tradycją. Tegoroczny festiwal rozpoczyna się właśnie dziś 🙁 W sobotę 18.06.2016r. odbyła się w Warszawie manifestacja przeciw okrucieństwu i rzezi jaka się tam odbywa. Przybyło około 300 osób, ponad 2 tysiące dołączyło do fejsbukowego wydarzenia „Nigdy Więcej Yulin – Zatrzymać masakrę!”.

W sobotę w Warszawie odbyły się aż trzy protesty – marsz godności, protest lekarzy rezydentów i protest przeciw „festiwalowi psiego mięsa” – o tym ostatnim najmniej było w mediach. Jak pisze Tomasz Matkowski w swoim artykule „Roskosz zadawania bólu”:

„jest pewna zasadnicza różnica między tymi trzema protestami. W marszu gnębionych kobiet brały udział gnębione kobiety, w marszu niedocenianych finansowo medyków maszerowały tysiące medyków. Protest przeciw „festiwalowi psiego mięsa” był zupełnie inny w tym sensie, że tu protestował ktoś za kogoś. My, za ofiary które już nie żyją, a nawet gdyby żyły nie miałyby głosu, ani żadnej szansy by zadbać, zawalczyć o swoje prawa, i w tym sensie nasz protest jest czymś wyjątkowym, bardzo cennym, bo protestujący nie walczą o coś dla siebie, nic z tego nie mają, ani podwyżek ani przywilejów, robią to dla innych, i to jest na tyle dziwne wśród homo sapiens, że plasuje uczestników tego właśnie protestu w elicie emocjonalnej. A to właśnie elita emocjonalna – a nie finansowa, polityczna ani nawet naukowa czy intelektualna lub artystyczna – powinna w społeczeństwie nadawać ton, być przykładem do naśladowania.”

Jedzenie psiego mięsa w Chinach jest legalne i akceptowalne społecznie. Nie chodzi jednak o różnice kulturowe i nierozwiązywalny spór pod hasłem: „Dlaczego protestujecie przeciwko zjadaniu psów, a nie przeszkadza wam zjadanie świń?”. Chodzi o okrucieństwo, z jakim traktowane są psy przeznaczone na mięso. Podczas festiwalu w Yulin amatorzy psiego mięsa tłuką zwierzęta pałkami i czekają, aż wykrwawią się na śmierć. Bywa, że porywają psy z domów właścicieli. Później zwierzęta są wieszane na hakach, patroszone, obdzierane ze skóry i sprzedawane jako mięso do jedzenia. Psiaki cierpią potworne katusze. Badania wykazały, że jeśli chodzi o odczuwanie emocji, psi mózg niewiele się różni od ludzkiego, o czym od dawna dobrze wiedzą właściciele i miłośnicy czworonogów. Tortury, jakim te żywe, myślące i czujące istoty są poddawane podczas tzw. festiwalu, przechodzą wszelkie pojęcie – piszą autorzy petycji w sprawie zakazu organizowania festiwalu.

Jedzenie psiego mięsa jest w Chinach związane ze świętem przesilenia letniego w Yulin, stolicy prefektury w Kuangs. Co roku z tej okazji zabija się około 10 tys. psów. Chińczycy, szczególnie na prowincji, wierzą, że jedzenie psiego mięsa jest zdrowe i pozytywnie wpływa na potencję. Jednak mięso musi być odpowiednio przygotowane. Popularne jest przekonanie, że najsmaczniejsze jest mięso z dobrze obitego psa – to dlatego zwierzęta są tłuczone pałkami. Z relacji osób oglądających festiwal wynika, że przed odzieraniem ze skóry nie sprawdza się, czy zwierzę na pewno nie żyje. Niektóre z obdzieranych ze skóry psów są tylko nieprzytomne.

Nie ma też mowy o humanitarnym traktowaniu ich podczas transportu i oczekiwania. Psy są tłoczone w ciasnych klatkach, często trafiają pod pałki i noże już pokaleczone i pogryzione. Przeciwnicy festiwalu psiego mięsa nie dają też wiary zapewnieniom organizatorów, że zabijane i zjadane są wyłącznie zwierzęta specjalnie hodowane w tym celu. Po niektórych widać wyraźnie, że są przyzwyczajone do ludzi, oswojone, na widok człowieka merdają ogonem. Niektóre to psy rasowe, w obrożach, a więc prawdopodobnie ukradzione właścicielom.

Festiwal psiego mięsa w Yulin, choć odwołuje się do tradycji, odbywa się dopiero od 2009 roku. Od początku budzi kontrowersje, i to w samych Chinach. Chińska klasa średnia zaadaptowała zachodnie wzorce i skłonna jest widzieć w psie raczej domowego zwierzaka i przyjaciela człowieka niż mięso. Początkowo festiwal był wspierany przez lokalną administrację, jednak po masowych protestach z poparcia zrezygnowano. Nie przekłada się to jednak na zakaz organizacji imprezy. Władze argumentują, że brak ku temu podstawy prawnej – spożywanie psiego mięsa jest w Chinach legalne. Władze nie robią też nic w kierunku zminimalizowania cierpienia psów, choć zwierzęta zabijane na mięso mogą być uśmiercane w sposób humanitarny, który nie przysparza im tyle bólu. Co więcej – handlarze zapowiedzieli, że ich odpowiedzią na protesty aktywistów podczas festiwalu będzie jeszcze brutalniejsze i bardziej okrutne traktowanie zabijanych psów. Przeciwnicy organizacji festiwalu szukają więc innych argumentów. Jeśli brakuje wrażliwości na cierpienie zwierząt, to może władze zainteresują się bezpieczeństwem ludzi? Nikt nie kontroluje pochodzenia psów i ich stanu zdrowia. Nierzadko pod nóż trafiają zwierzęta już chore i osłabione. Ponadto same warunki higieniczne w Yulin pozostawiają wiele do życzenia.

Kampania informacyjna odniosła częściowy skutek, bo już w ubiegłym roku festiwal odbywał się ze zdecydowanie mniejszym rozmachem. – To wszystko przez miłośników psów i dziennikarzy. Ich wpływ jest zbyt silny. Straż miejska nie pozwala nam zabijać psów na ulicy, bo to jest brzydki widok – powiedział rodowity mieszkaniec Yulinu o nazwisku Huang. Dodał, że ubój odbywa się teraz na niedostępnych dla oczu prywatnych farmach na obrzeżach miasta. Jednak w niedzielę, w przeddzień festiwalu, kilka rzeźni pracowało pod osłoną nocy w okolicy Dongkou w ścisłym centrum miasta. W jednej z nich rzeźnik wyciągał psy z ciasnej klatki, podcinał im gardło nożem, a następnie inny mężczyzna wrzucał je do kotła z gotującą się wodą. Część psów, kiedy wpadała do wrzątku, jeszcze żyła.

Co roku przeciwnicy festiwalu starają się ratować choć część psów przed zabiciem. W ubiegłym roku głośno było o Yang Xiaoyun. 65-letnia kobieta przez kilka dni chodziła po psim targu i starała się wykupić zwierzaki z rąk handlarzy. – Nie sprzeciwiam się jedzeniu psów. To jest tradycja ludzi z Yulinu. Rząd nie może tego zmienić, więc ja tym bardziej nie mogę. Ale znalazłam swój sposób na ich ratowanie. Wydaję pieniądze i je kupuję – tłumaczyła.

– Chcę pokazać światu, że w Yulinie mieszkają również dobrzy ludzie, którzy bardzo mi pomogli. Bez ich pomocy nie poszłoby mi tutaj tak dobrze – dodała aktywistka, która przypuszczalnie zabierze uratowane psy i koty do swojego domu w Tiencinie, 2 tys. km na północ od Yulinu. Podczas negocjacji niektórzy handlarze umyślnie znęcali się nad zwierzętami, by wymusić na Yang zaakceptowanie wyższej ceny i zadrwić z obrońców praw zwierząt. Jeden z handlarzy uniósł psa za tylną łapę i uderzał jego głową o burtę ciężarówki, krzycząc: „Mam małego pieska na sprzedaż”. Tego rodzaju popisy budziły aplauz większości gapiów, którzy otoczyli miejsce negocjacji.

Artykuł na podstawie:

Anna Pawłowska „Psy są tłuczone pałkami, potem zostawiane, by wykrwawiły się na śmierć. Festiwal psiego mięsa to festiwal okrucieństwa”

http://wyborcza.pl/1,148125,20097523,psy-sa-tluczone-palkami-potem-zostawiane-by-wykrwawily-sie.html

oraz

Tomasz Matkowski „Roskosz zadawania bólu”

http://tomaszmatkowski.natemat.pl/183001,rozkosz-zadawania-bolu