Nowe życie – historia Toskana

Toskan trafił do ostrowskiego schroniska z łatką agresywnego psa. Podobno zaatakował dziecko – nie było wiadomo jak do tego doszło, nie znaliśmy szczegółów. Pracownicy bali się wchodzić do jego kojca, przez długi czas nie sprzątali, bo nikt nie odważył się zaryzykować. Później zaganiali go siłą w kąt. Co myślał Toskan o człowieku? Możemy sobie wyobrazić.

Jego los był praktycznie przesądzony i coraz głośniej mówiło się w schronisku o jego eutanazji, a skoro uśpiono zdrowe szczenięta uznane za agresywne 😥😥😥😥 – to dorosłego psa z przeszłością, sami wiecie…

Wtedy pojawiła się Nikola, która z uporem i determinacją szukała dla Toskana ratunku i znalazła. Tak Toskan trafił do Bogusława ❤️.

To długa historia, ale warto przeczytać jak Bogusław podsumowuje ich dotychczasową wspólną 1,5 roczną drogę:

„Patrząc na Toskana, każdego dnia, przypominam sobie dzień, w którym go odebrałem ze schroniska, dostrzegam każdą jego zmianę… każdego dnia zauważam coś nowego. Czasem jest to milowy krok, a czasem ledwie dostrzegalny szczegół.

Dokładnie 15.02.2020 wsiadłem do pociągu z 32,5 kilogramami strachu, niepewności, rozbicia i totalnego braku zaufania do czlowieka. Przed nami była długa droga i nie chodziło o te prawie 500 km… czekała nas obu długa droga przez życie, uczenie się siebie, zaufania i pokazania, że ten na 2 łapach nie musi być wrogiem, uosobieniem zła.

Bałem się spotkania Toscana z Niką (moją sunią) i nie chodziło o Nikę, bo ją akurat dobrze znałem i wiedziałem jaki jest jej stosunek do innych psów. Bałem się jak zareaguje Toskan. Spotkanie odbyło sie na gruncie neutralnym, bo Nika wyszła mu na przeciw (oczywiście nie sama😊) i tu pierwsze zaskoczenie… to była miłość od pierwszego spotkania.

Schody zaczęły się, gdy przyszło wejść do domu. Toskan stanął przed drzwiami i nie chciał wejść do bloku… nawet próby delikatnego pociągnięcia go kończyły się wspieraniem i warczeniem. Nie skutkowało też przekonywanie smaczkami i szynką. Po prawie półgodzinnych namowach, z pomocą Niki udało nam się przekonać go. Kolejne kilka minut zajęło nam przekonanie go, by wszedł do mieszkania.Taka sytuacja trwała przez około miesiąc. Każdy spacer kończył się kilkunastominutowym przekonywanie Toscana, by wszedł do domu, aż pewnego dnia Tosiu, tak po prostu z marszu wszedł, jak gdyby nigdy nic. To był pierwszy krok, który zrobił Tosiu samodzielnie.

Kolejny problem, z którym musieliśmy sobie poradzić i chyba najważniejszy to był dotyk. Pogłaskanie go nie należało do prostych, bo taka próba kończyła sie kuleniem/chowaniem (tak jakby sie bał) głowy i często pokazywaniem zębów. Trzeba było spokojnie wyciągać w jego stronę rękę przygotowując go w ten sposób i dopiero delikatnie zacząć najpierw szmerać, a dopiero pogłaskać przy czym nie było mowy by zejść ręką poniżej karku. Pogłaskanie go po grzbiecie nie wchodziło w rachubę, o dotknięciu z tyłu w okolicach ogona nie było mowy, bo mogło by się to źle skończyć dla ręki. Dziś Toscan uwielbia głaskanie po całym ciele.

Zakładanie szelek też było nie lada wyzwaniem i wyglądało to tak, że najpierw przekładało mu się przez głowę, a następnie sięgało pasek czymś lub ręką delikatnie, by nie dotknąć go, a zwłaszcza brzucha i przyciągało by zapiąć. Dotknięcie go w tym momencie kończyło jego nagłym położeniem się (tak jakby ktoś podciął mu łapy) i burczeniem z pokazaniem uzębienia włącznie. Dziś zakładanie szelek też jest wyzwaniem z innego powodu – objęcie go (przy jego obecnych rozmiarach) już jest wyczynem, a do tego zasypany jestem buziakami, podgryzaniem za ucho i wszystkim co można (nic związane z agresja) zrobić z moją głową, mając ja w zasięgu pyska, a do tego dochodzi taniec radości.

Zaraz po przyjeździe upodobał sobie jako swoje miejsce kąt w kuchni i drzwi wejściowe (nie chciał przez dłuższy czas wchodzić do żadnego pokoju, tak jakby sie bał, że nie wolno mu). Każda próba wyjścia kończyła się warczeniem, pokazywanie zębów, szczekaniem. Teraz też bywa, że kładzie się pod drzwiami, ale wystarczy ze powiem „Tosilku chcę wyjść… puścisz mnie” i Toscan wstaje i odchodzi.

Na początku Tosiu na ulicy nie wykazywał zainteresowania ludźmi, a wręcz starał się unikać kontaktu z nimi. Dziś sam próbuje zaczepiać ludzi domagając się zainteresowania sobą i głasków.

Po przyjeździe do domu często zdarzało się mu załatwiać potrzeby w domu… miał rozregulowany układ pokarmowy i wręcz lało się z niego. Lecial do kuchni ( upodobał sobie to miejsce) i załatwiał się. Od 7 m- cy Tosiu utrzymuje czystość. Nawet, gdy (z uwagi na moją pracę) bywa, że czeka 10 godz. Nawet w nocy ( co rzadko mu się zdarza) jak go przycisnie potrafi obudzić mnie i przebierając łapkami pokazać, że chce wyjść.

Jak już wcześniej wspomniałem Toscan nie wchodził do pokojów, tak samo jak i nie wskakiwał na łóżko, nawet zapraszany. Od pewnego czasu tak jakby dotarło do niego, że jest pełnoprawnym członkiem rodziny i domownikiem i ma prawo wejść wszędzie, bo porusza się pewnie po całym mieszkaniu, a na łóżku chętnie się wyleguje. Robi się z niego coraz większy pieszczoch… potrafi ( jak to było nawet przed wczoraj) w nocy obudzić mnie szturchaniem nosem i soczystym buziakiem tylko po to, by się przytulić, poszmerać go za uchem po czym kładzie się koło łóżka i zasypia szczesliwy w najlepsze.

Czasem Tosiu po jakimś kroku w przód, robi trzy do tyłu, po to, by za kilka dni zrobić milowy krok do przodu, który mnie totalnie zaskoczy!

15.02.2020 zabrałem ze schroniska 32,5 kg strachu, niepewności, lęku, a dziś mam w domu 42 kg szczęścia, buziaków, tulaskow i prawdziwej nie kończącej się milosci🥰🥰🥰. „