Umarłem. NIE ZDECHŁEM

Jestem Edi.

Umarłem.

Odszedłem.

NIE ZDECHŁEM.

Okaż mi i moim zwierzęcym siostrom i braciom szacunek. Moje życie, choć dla wielu niezbyt ważne, dla mnie było jedynym, jakie miałem.

Opiekunowie nie dbali o mnie, a kiedy byłem stary i schorowany zostawili mnie bez pomocy.

Umierałem (NIE ZDYCHAŁEM) przez wiele dni, we własnych odchodach.

Ale nie umarłem. Ktoś obcy, przechodzień, zauważył mnie i szukał ratunku.

Nie dbał o mnie opiekun, a pomogli mi zupełnie obcy ludzie – Remik, Bartek, ludzie z Ostrowskiego Stowarzyszenia Miłośników Zwierząt oraz Daria z Kosmatego Szczęścia.

Żyłem jeszcze trochę, nie za długo. Nie ma tu happy endu, ale na sam koniec mojego życia dostałem to, czego nigdy nie miałem – opiekę, zainteresowanie, bezpieczeństwo, szacunek, godność.

Próbowałem walczyć, ale zaniedbania były zbyt duże, musiałem odpuścić.

Umarłem. NIE ZDECHŁEM.

——

Edi odszedł w lutym tego roku.

Od interwencji w wigilijny wieczór, przeżył jeszcze niespełna 2 miesiące.

Nie cierpiał, był zaopiekowany.

Nie umierał sam, nie odszedł zapomniany.